RAWENNA
To małe senne miasto było kiedyś stolicą imperium.
Ten piekarz był cesarskim piekarzem.
Ten ogień płonął wysoko.
Ten krawiec pochylał się nad złotogłowiem.
Ta wilga śpiewała w języku bogów.
Rawenna jest cicha, botaniczna.
Po płaskiej ziemi chodzą drozdy.
Rowery rozmawiają z sobą poufale jak głuchoniemi.
Na stację zajeżdża leniwy pociąg z Ferrary,
dwie Niemki spierają się o wymowę słowa solitude.
Te cegły dotykały palców.
Te palce dotykały drzew i żelaza.
Te akacje wspinały się do romańskiego sklepienia.
W zielniku baedekerów leży zakładka Rawenny
i czeka, czeka, wciąż czeka.
W mozaikach jeszcze się tli złoty płomień,
na pewno kiedyś zgaśnie.
Ale jedna zapałka wystarczy,
żeby go wzniecić od nowa.
Wystarczy chwila skupienia.
Czy naprawdę?